niedziela, 1 sierpnia 2021

Zwierzę

photo courtesy by AMO.

 "Człowiek żyjący w samotności, poza społeczeństwem, jest albo zwierzęciem, albo bogiem." 

To Arystoteles. A ja sam, po pół roku widywania się z jednym zaledwie człowiekiem (ale nie byle jakim, co należy dodać na wszelki wypadek), w ramach protestu przeciwko swoim fantazjom na temat istoty życia, postanowiłem zostać istotą społeczną. Zaprosiłem więc wielu, których znałem, na pewne wydarzenie cykliczne, którego nie obchodziłem od lat i choć jeszcze nie doszło do skutku, to już jestem ewidentnie wykończony i wina jest tu jedynie moja. Jednak czasami trzeba zrobić coś na odwrót, wspak i do tyłu. Żeby sobie coś udowodnić i potem iść dalej z odpowiednią wiedzą, podpartą doświadczeniem empirycznym. Teoria to za mało dla umysłu małej wiary, takiego jak mój własny i w tym właśnie przypadku. Ale zdaję mi się, że teraz sam lepiej się rozumiem, więc jest warto mi trochę pocierpieć jeszcze, aż się wydarzy, co ma się wydarzyć i wszyscy pójdą, a ja zostanę z brudnymi naczyniami i swoimi myślami, których mimo wszystko jestem ciekaw. Zakładam także, że wtedy poczuję się jak Bilbo Baggins, kiedy przepadł po raz drugi, biorąc pod uwagę niepotrzebny rozmach moich poczynań. W samym twierdzeniu Arystotelesa wykrywam pewien paradoks, który mógłby zostać jedynie rozwiązany przez swoistą osobowość wieloraką, nagłą mutację genotypu, lub wniebowstąpienie. Inaczej trzeba by było od razu założyć, że ktoś spoza społeczeństwa nie był człowiekiem od samego początku swojej egzystencji, a jedynie się takim zdawał, zanim nie przepadł przed wzrokiem ludzi właściwych. Chris śpiewał jednak, jak jeszcze żył: "Człowiek czy zwierzę, nie robi mi to większej różnicy". 

I choć to wszystko co stoi wyżej, zdaje się jedynie fraszką słowną czy też błahostką bez większego znaczenia, kiedy się temu po chwili przyglądam, to jest tak, ponieważ napisałem to jedynie dlatego, że wiersz "Turysta", jak bardzo by mi się nadal podobał, zostawia tutaj, na tych stronach i od kilku miesięcy, wrażenie, że mógłbym mieć zły nastrój lub humor. A wcale takie nie jest moje samopoczucie i nie było nawet takie, kiedy pisałem owe dzieło. To zaledwie wyraz pewnych moich poglądów i absolutnie nie miał być z założenia to twór pesymistyczny - przynajmniej w rozumieniu autora, czyli mnie. Oczywiście, nie odbieram odbiorcy własnej możliwości interpretacji, bo było by to zachowaniem zahaczającym o pewną artystyczną omnipotencję, której sam nie lubię u innych twórców. Dodatkowo, odnosząc się do moich fantazji na temat istoty życia, tych z początku akapitu pierwszego, mógłbym przysiąc, że sensem życia jest nadanie życiu sensu. Jakikolwiek by on nie był. Tak zwyczajnie, indywidualnie.

Pula zagadek została pomniejszona o jedną, jeśli chcesz i ci to wystarcza, tak jak mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz