wtorek, 25 lipca 2017

Z listów nie wiadomo już kogo chwilowo i do kogo: Tutaj, 25.07.2017

Łapię się na tym, że chcę Ci wysłać wiadomość i nerwowo sięgam po telefon do kieszeni. Ale naprawdę nie mogę i po chwili dochodzi do mnie absurdalność całej sytuacji. Po tym całym czasie, który minie od napisania dzisiejszego listu, a momentem jego Twojej lektury, też już będziesz wiedziała dlaczego.

Kupiłem jednak maszynę do pisania. Kosztowała mnie dwadzieścia złotych na starociach oraz dodatkowe pięć złotych za jednego pluszowego misia koala oraz mamę kangurzycę z małym kangurkiem w torbie. Mały kangurek jest na sznureczku i można go z torby wyciągać, ale bez obawy, że zginie. Całość wybrała sobie H., a ja sam ją do tego zachęcałem. Potem wypraliśmy te wiekowe pluszaki i tak każdy był zadowolony. Ona, że darowała drugie życie starym zabawkom, a ja, że do końca wypruje kiedyś flaki z tej starej niemieckiej maszyny do pisania. To wiekowy Adler "Tippa" z lat pięćdziesiątych, więc dzięki Bogu, żaden (przynamniej aktywny) nazista nie maczał paluchów w jej produkcji. Chyba, że się zniechęcę i z czasem kupię nową, albo ukradnę moim dziadkom tę, którą pisałem przepisy kulinarne będąc dzieckiem. Są już tak zaawansowani w wieku, że naprawdę krzywda im się nie stanie, bo i tak nic nie zauważą. Powodem jest to, że mój Adler nie ma polskich znaków i dodatkowo "Z" zamienione z "Y". Trochę to męczące podczas zapisywania całej kartki formatu A4 drobnym tekstem do Ciebie.

Tak więc napisałem. Znajdę teraz kopertę w szufladzie. Chyba mam w gabinecie. Jak się zbiorę to za jakiś czas znowu coś napiszę. Biorąc moje uwielbienie epistolograficzne, to nawet jestem zadowolony. Tylko ten układ klawiszy "QWERTZ"... zobaczyłem dopiero w domu, ale za tę cenę nie ma co narzekać.

Cholera wie, kiedy to przeczytasz. Za miesiąc, rok? Nie wiem. Oczekiwanie stało się czymś niezauważalnym.

Tutaj, 25.07.2017
El Emperador.