środa, 23 sierpnia 2017

Rozdział trzeci: Prezentacja

Siedziała w ciszy. Na wygodnym dębowym fotelu, wyściełanym atłasowym płótnem o burgundowym kolorze. Na okrągłym stoliku umiejscowiona była lampka, na której złotym podeście pół-cylindryczny zielony klosz dawał oszczędne światło, rozświetlając zaledwie jej czarne źrenice, bladą twarz, czarną szatę i ciemne włosy sięgające ziemi i wijące się w wysokiej trawie. Wokół niej w półmroku rysowały się potężne półki uginające się pod nieskończoną ilością woluminów. Gdzieś wysoko ponad Nią, gdzie nie sięgały już księgi, widocznie świecił gwiazdozbiór Łabędzia ze swym nadolbrzymem Denebem, któremu inne gwiazdy nie dorównywały w wielkości i mocy.

Na stole rozłożona był tylko jedna księga. Trzymała na niej dłoń.


Pomiędzy regałami pojawiła się wysoka męska postać. Nie sposób było rozpoznać jej rysów czy stroju, jednak biła od niej bladoniebieska poświata ujawniająca kształt.
  • Tak Michale? - spytała spokojnie nie podnosząc wzroku z otwartej księgi.
  • Przybyłem oznajmić wieści. Jutrzenka przebywa na naszej gęstości. Prosi... nie to niewłaściwe słowo. On oznajmia swoją audiencję u Ciebie.
  • Dobrze. Niechaj wejdzie, skoro przybył. I odnajdź Imamiah, niechaj zaparzy nam herbaty. Mam do niej jeszcze kilka sprawunków.
Michał złożył skrzydła, tak aby przejść pomiędzy półkami bliżej Niej.
  • Czy coś jeszcze? - spytała.
  • Przybył z liczną świtą. Z mojej rachuby wynika, że tradycyjnie towarzyszy mu dziewięciu wiernych lordów, każdy z zastępem 73 poddanych - tu uczynił pauzę - i każdy z poddanych dzierży przynajmniej kilka par łyżew.
  • Rozumiem, że cała ta sytuacja powoduje dość spore zamieszanie na gęstości. Poproś Jutrzenkę by łaskawie zostawił swój dwór przed moimi drzwiami - tu spojrzała w końcu na Michała - i pofatygował się osobiście lecz w pojedynkę.
Michał skłonił się i odszedł w mrok, gdzie nie sięgało światło zielonej lampki.

Starannie zamknęła księgę. Obok stolika na drugim dębowym i wygodnym fotelu wyściełanym burgundowym atłasem, a w miejscu gdzie przed chwilę nie było jeszcze nic, siedział szczupły mężczyzna w smokingu, o ciemnych włosach zaczesanych do tyłu. Na stole oparł łokieć i otworzył dłoń, nad którą uniosła się świetlista kula, której blask nadał nieco ciepła przestrzeni.
  • I cóż przynosisz Jutrzenko? Oczywiście prócz światła.
  • Och, z pewnością się domyślasz. Przecież wiesz wszystko, a cała ta ilustracja Twojej osoby... - spojrzał na nią rozbawiony - ta ilustracja tego nieskończonego pomieszczenia imitująca Twoje rzekome powiązanie ze stanem duszy ludzkiej i jego wyobrażeniu o Tobie, ta maskarada, jest po prostu ujmująca. Zresztą chyba nie jesteś na bieżąco z biegiem wydarzeń. Matriarchat skończył się eon temu. Tam na dole. Pamiętasz jeszcze gdzie to jest?
Spojrzała na niego z uśmiechem. I trwali tak nieskończenie długą chwilę w ciszy.
  • Zakład. Nasz zakład - wyszeptał w końcu Jutrzenka, niecierpliwie bawiąc się świetlistą kulą i przerzucając ją między palcami.
  • Tak, zakład - odpowiedziała niewzruszona.
  • Przybywam oddać łyżwy i żądam egzekucji zakładu wynikającej z mojej wygranej!
Spokojnie ujęła świetlistą kulę lewitującą nad jego dłonią wywołując we właścicielu smokingu nieskrywaną irytację. Kula rozświetliła jej bladą twarz i nadała ludzkiego wyrazu. I gdyby ktoś z boku obserwował całą scenę, mógłby odnieść wrażenie, że jej oblicze nosiło znamiona dobroci i empatii.
  • I cóż uczyniłeś z tego daru otrzymanego ode mnie Jutrzenko? Komu i jak go zaniosłeś?
  • Uczyniłem z niego pożytek jak i miałem uczynić. Zaniosłem go im wszystkim, także Głupcowi. A teraz, skoro Głupiec nie żyje, żądam egzekucji zakładu.
Uśmiechnęła się. A gdyby ktoś obserwował to z boku mógłby odnieść wrażenie, że jest to uśmiech pobłażliwy, a być może tylko świetlista kula Jutrzenki nadawała jej taki ludzki wyraz.
  • A cóż się stało, że tak sądzisz?
  • Testujesz moją cierpliwość?
  • Oczekuję twojej interpretacji wydarzeń.
Gdyby Jutrzenka oddychał wziąłby teraz głęboki wdech.
  • Siedział tydzień w tej swojej chacie. Stan depresyjny można określić jako ten, kiedy talerze jak przestają mieścić się w zlewie, zaczynają wypełniać wannę. Chyba choć trochę znasz ludzi? Ale on tam wanny nie miał. Siedział i czekał. I w sumie się chyba spodziewał. Więc na koniec jak zabrałem mu dom, to zajęcie które wykonywał w celach zarobkowych i kobietę, a ludzie go pozostawili, z czego się właściwie cieszył, ponieważ uważał, że oddaje innym tylko swój smutek i ich krzywdzi... Wiesz, wtedy zabrałem mu syna. Bezskutecznie szukając pomocy wznosząc podniosłe modły do Twoich zastępów i jak wielu nie znajdując pomocy udał się do psychiatry. Wiesz, kto to psychiatra? Miał taki cały zestaw tabletek gotowych unicestwić jego materialne ciało. Przeczytał uważnie ulotki, chciał mieć pewność, że jego serce stanie i zażył wszystkie. Napisał pożegnalny list i położył się do łóżka. Po czym umarł. To znaczy nie żyje. Ujmując to innymi słowami - Jutrzenka uśmiechnął się delikatnie lecz z satysfakcją.
Na stole pojawiły się dwie szklanki, a także kobieca postać emitująca delikatnym fioletowym światłem, lecz oprócz tego nie sposób było rozpoznać jej rysów czy stroju. Dzierżyła w dłoniach porcelanowy imbryk, z którego rozpoczęła nalewać do szklanek gorącą herbatę.
  • Prosiłaś o herbatę Pani. Dla Ciebie i Twojego gościa.
  • Tak Imamiah. Dziękuję.
Jutrzenka spojrzał  zdezorientowany na Imamiah, potem ponownie skierował wzrok na Nią.
  • Zakład! Nasz zakład. Tak się składa, że dziewięciu moich lordów...
  • ...każdy z zastępem 73 poddanych, z czego każdy dzierży po kilka par łyżew czekają pod drzwiami Pani. Och Jutrzenko, są urzeczeni naszą gęstością! - przerwała mu z entuzjazmem Imamiah. - proszę skosztuj herbaty - Imamiah skończyła nalewać płyn do jego szklanki - Czy zdajesz sobie sprawę, że nieznaczna część populacji ludzkiej jest odporna na działania farmakologiczne? - zakończyła z nieskrywaną radością - To takie niespotykane!
Jutrzenka bardzo powoli i ceremonialnie napił się herbaty.
  • Gdzie on jest? - spytał cedząc słowa przez zęby.
  • Głupiec? Nie martw się, jest bezpieczny. Gdzieś pomiędzy. Czeka na powrót. - odpowiedziała Imamiah.
Jutrzenka wstał z dębowego fotela wyściełanego atłasowym płótnem. Poprawił smoking i wyciągnął dłoń w kierunku Pani, czekając by ta oddała mu jego świetlistą kulę.
  • Jam jest Lucyfer, gwiazda zaranna. Jam jest ten, który niesie oświecenie i wiedzę i poddaje charaktery próbom i wyzwaniom. Jam jest ich orędownikiem źle pojętym. I wrócę upomnieć się o swoje. Do Ciebie Pani.
I kiedy Pani oddała mu na powrót świetlistą kulę, zniknął. Wtedy skinęła na Imamiah pozwalając jej oddalić się do swoich spraw. Sama zaś otworzyła na powrót księgę i wpatrywała się dalej w jej niezapisane strony.