czwartek, 9 lipca 2020

Z listów Głupca (8): Żegnaj Richardzie Parkerze.

To nie jest naprawdę Richard Parker. Ale ja nie jestem Jacek, ani żaden Jacques i kij wam w oko.


I stało się tak, że napisałem bardzo żałosny i długi tekst. Żeby zająć sobie czymś ręce i myśli. Ale wyszedłem z domu i kiedy już wróciłem, to go po prostu skasowałem.

Bo wszystko jest dobrze.

Z mojego życia odeszło już tak bardzo wiele osób. Bezpowrotnie i nogami do przodu. I dziś także. I co jakiś czas ogarnia mnie teraz spazmatyczny płacz. Albo się drę w powietrze, żeby sobie ulżyć. Ale to już mi nikogo nie zwróci. Wszystkie niedokończone rozmowy, albo te których nie było wcale, jednak trwają w mojej głowie. I wszystko jest dobrze. Dokończyć można wiele rzeczy. Nawet w pojedynkę.

Przy każdym pogrzebie pojawia się na krótko zawsze ta sama refleksja. Jak długo będę gnał przed siebie? I czy naprawdę chcę wiecznie uciekać, zanim to wszystko dobiegnie do końca? Ale potem o tym szybko zapominam i znowu wpadam w wir życia i tych jakże arcyważnych spraw. 

Ale naprawdę nie tym razem. Nadszedł czas, żeby powoli zacząć wysiadać z tego połączenia ekspresowego do nikąd i zająć się tym co jest przecież naprawdę ważne, a o czym nie mam zielonego pojęcia. Samym sobą. Powoli, bo mam w sobie poczucie odpowiedzialności za innych ludzi. Ale dałem sobie dzisiaj w końcu ultimatum, bo myślę, a może bardziej czuję podskórnie, że przeżyłem już połowę swojego życia. Chcę do końca roku wyplątać się z tego wszystkiego, co miało tak ogromny sens wcześniej, a teraz jest zaledwie odbytą lekcją i ciężarem, a ja puzzlem, który nie pasuje i wylatuje z tej układanki poza stół. I leci gdzieś porwany wiatrem. Nie wiadomo dokąd. Kim ja jestem? Nie wiem. Ale bardzo chcę się w końcu dowiedzieć. I być dla siebie dobrym, kogokolwiek tam odnajdę.

A Tobie, choć tego nie wiesz, zrobiłem ładny grób, naprawdę nie ma się czego wstydzić. Dziękuję Ci za wszystko, to była lekcja pokory, ogromna radość i nieskończona ilość dobrych wspomnień, które pewnie spiszę w swoim czasie. Bardzo Cię kochałem i kocham nadal. Tak na swój sposób, bo trudny jestem okrutnie i nie raz miałem Cię ochotę ukatrupić. Myślę, że wielu ludzi lubiło mnie chociaż trochę ze względu na Ciebie. Bo byłaś piękna i dobra. A teraz będę zwykłym gburem, z krzyżem z Twoim imieniem na ogrodzie. Co jednak przeżyję. 

Aż do czasu, kiedy i po mnie upomni się Śmierć. Dzięki Bogu, Diabłu, wszystkim Świętym i Grzesznikom.

Ale teraz bądź dla mnie dobra ten ostatni już raz i pozwól mi to jakoś przetrawić.