30.03.12. Największe przerażenie. To już ponad sześć lat. A zdaję się, że dekady. Jestem niczym czarna dziura. Ta super masywna stanowiąca centrum naszej galaktyki. Ciężko i bezlitośnie wpływam na dylatację czasu swoją i tych, którzy mieli dość odwagi by kiedykolwiek dotknąć mojej skóry, która jest przecież horyzontem wydarzeń. A robili to w zwykłym akcie chęci utemperowania mnie lub znalezienia czułości. Przearanżowałem ich do kwantowej głębi. Ale oni mnie także. I nie. Nie przepadłem jak porzucone psy po wsiach. Nie odjechałem też w kierunku słońca na karym koniu. Nie wyjechałem także nogami do przodu. Obojętnie jak bardzo bym się nie starał nie pozostałem całkiem sam. Jaka jest moja tożsamość i jaka jest moja rola w tym tutaj, a także dokąd zmierzam w ten sposób? Może patrzę w złym kierunku, a może wypatruję jakiegokolwiek kierunku? Przerażenie mija. Jednak
30.03.18. Cichuteńko szeleszcząc jak liść opadam. Opadam w pastelowym brązie pidżamy darowanej od Państwa wprost na szpitalne łóżko. Cicho i cichuteńko pod powiekami kamer oddziałowych. Pod szelest oddechu starszego mężczyzny leżącego obok mnie. Pod jego prosty uczynek zbudzenia mnie na kolację. Pomiędzy ręce kobiety przeczesującej mi włosy na sali widzeń. Ach tak, przyniosła mi kapcie, żebym nie musiał być bosy jak dziecko mężczyzny stróżującego. Czegokolwiek by nie pilnował. Pomiędzy ten chłodny wschód. Pomiędzy tej łąki chłód. Pomiędzy usta i przełyk. Tabletka. Piękna pielęgniarka zniewalała mężczyzn oddziału afektywnego zapachem włosów. To są zaledwie szampony i odżywki, ale mimo to także i mnie, bo czemu nie dać się na chwilę oszukać? Zanuciłem w myślach "The nurse who loved me". Kary rumak jednak się pojawił. Wjechała na nim w pełnej glorii i cała na biało Ona. Wołałem "Prrr." Ale zbyt cicho i bez przekonania, bo też opierałem się niespecjalnie. Tabletka. Nagle i niespodziewanie wraz z suchością w ustach i wybuchem ciepła w skroniach. Ludzie w sali obok oglądali telewizję na świetlicy. Mogłem na nich patrzeć siedząc sam w jadalni, ponieważ w ścianie znajdowało się okno. Nie, nie siedziałem jednak sam. Przy stole obok siedziała młoda kobieta. Być może wyszła spod stołu jak nie patrzyłem, ostatecznie mogła się po prostu zmaterializować z nicości. A być może kogoś odwiedzała, w najprostszy sposób pokonując wszystkie drzwi i wejścia prowadzące ją aż tutaj do punktu B. Siedzieliśmy w ciszy. Ona czytała książkę. A ja pisałem, ratując resztki intelektu przed farmakologiczną niewiadomą. Zacząłem się uspokajać. Pomiędzy ten chłodny maj. Pomiędzy wiosenny gaj. Pielęgniarka zapaliła światło. "Siedzicie tutaj tak po ciemku". Pisałem kiedyś dziennik. Dziennik był w złotej oprawie. Chciałbym mieć kiedyś jeszcze jeden taki. Chociaż może być ten zeszyt. Ten zeszyt na razie będzie ok.
Alta Pax
"Say hello
To the shrinking in your head
You can't see it but you know it's there
So don't neglect it
I'm taking her home with me
All dressed in white
She's got everything I need
Pharmacy keys
She's falling hard for me
I can see it in her eyes
She acts just like a nurse
With all the other guys"