wtorek, 2 października 2018

Modlitwa o pokój, myśli o wojnie

Jest światło, jest i mrok, bez światło-cienia.  Zero jeden, dwie nastawy. Cztery tysiące kwadrylionów atomów trzyma mnie w szyku, tak aby nie rozpadło się moje ciało.  Na połowy, choć i tak jest mnie wewnątrz dwoje. Dzień wycieka uchem, a noc wzbiera w ustach, a wszystko to dociera do obserwatora i tworzy mój niespójny i niezrozumiały obraz.

Biały jest surowy. Trzyma w ręku świętą ikonę i smaga mnie pokutnie po plecach biczem pątnickim. Chce mnie obuć w buty i posłać daleko, tak abym głosił jego godną wiary herezję.  

Czarny leje mi do ust nalewkę z cykuty. Bierze za rękę i mówi „Choć zatańczymy nocą na grobach, aż zejdą podeszwy z butów i zapłoną nam stopy.” I choć mam umysł zamglony to rano przypomną mi o wszystkim zaropiałe stopy i obolałe trzewia.  

Pomyśl wraz ze mną, a postaraj się. Pijak zna trzeźwość, a żołnierz pokój, ponieważ ten następuje jedynie po wojnie.  Tylko chory wie, co oznacza zdrowie,  choć wszyscy wokół kwitnący jak świeże kwiaty na opiumowym polu.  Maki co to nie wiedza kto zaś są.  

Hineni. 

Weź mnie do siebie lub daj mi pokój.
Wypalone zostały już wszystkie warianty zdarzeń na tej drodze.