Przychodzimy na ten świat, niczym na pole bitwy. Pod koniec dnia większość z nas nauczy się zabijać. Po krótkim okresie świętej infantylności, owej legendzie przypisującej świeżo narodzonym niewinność, chłopcy i dziewczęta wkrótce chwycą za miecze, aby, jak im się zdaje, zapewnić sobie przetrwanie. Bo życie to nie zagadka do rozwiązania. Trudny orzech do zgryzienia, no chyba, że naprawdę chcesz połamać sobie zęby. To sytuacja zastana, którą trzeba jakoś przeżyć wsród innych, którzy także będą torowali sobie drogę siłą. Są także Ci, którzy pod koniec tego samego dnia zwrócą się przeciwko swojemu własnemu jestestwu. Będą jak Mojżesz i Ramzes w jednej skórze. Uderzą laską i ściągną na siebie egipskie plagi, nie wymażą jednak krwią baranka własnych drzwi, aby się przed nimi uchronić. Jednak z trzeźwością poranka nieliczna część jednych i drugich odrzuci miecze. Zmarzą w świętej rzece krew bitewną ze swoich obliczy i dłoni, we wstydzie własnych czynów, który poprzedza wielkie i małe przemiany. Będą także starali się opatrzyć okaleczenia tych, których ranili w amoku, kiedy poddali się zgubnemu instynktowi przetrwania. Zrozumieją, że kiedy pozbawiasz życia drugiego człowieka, uśmiercasz również siebie. Religie uczą nas, że, niechybnie, egzystencja to cierpienie. Te same religie nie pozostawiają nas jednak z niczym. Są bowiem drogi uświęcone, przełamujące narzucone z pradziada schematy. A w każdym, nawet najgorszym mroku, jątrzy się choćby małe światło. Bo czym byłaby ciemność, bez odrobiny światła? Niczym w istocie. Jest więc nadzieja i wiara, w wiecznej opozycji do braku sensu i nihilizmu. Tego który zostawia nas z niczym.
Nie potrafię Cię jeszcze do końca oswoić. Ale to nie znaczy, że jest to niemożliwe. Nie potrafię zmienić Twoich zaszłych dróg, ale to nie znaczy, że nie prostuję tych przed Tobą, wtedy kiedy nie patrzysz. Po prostu nie nastał dla nas obu jeszcze świt. Jednak, jak mówią, przed świtem nastaje największy mrok. A mrok nam obu sprzyja, otula łagodnie niczym koc, kiedy inni zamykają przed nim ościeżnice. Dla Ciebie i dla mnie do jutrzni już niewiele. Choć już w istocie czujemy żal czynów własnych oraz innych braci i sióstr. Jednych potworniejszych od drugich. I choć nie ma jeszcze na horyzoncie zarannej gwiazdy, wybaczamy jednym, i staramy się zadośćuczynić innym. Choć na razie robimy to jak możemy. Czyli po omacku i w ciemności. Taka jest bowiem nasza droga.
Світ ламає всіх.
Деякі люди стають сильнішими на зламаних місцях.