Uważaj czego sobie życzysz, Wojciechu… Pamiętasz? Mówiłem Tobie wiele lat temu, że chciałbym dzierżyć statuetkę i ze sceny patrzeć w tłum, a przede mną mieć morze ludzi wpatrujących się jedynie we mnie. Oto minęły lata i jestem na uczcie u ambasadora z Caracas. Czekam aż wezwę mnie na scenę i zastanawiam się dlaczego nie pozwolili mi wybrać ostatniego posiłku. Pragnę bardzo niewielu rzeczy i statuetka nie znajduje się już na tej krótkiej liście. Wyprzedza ją o mile świetlne uprawa pomidorów, które może w tym roku nie będą zielone. Ostatecznie muszę wejść na to wywyższenie, wysłuchać peanów na moją cześć, a przecież tylko ja wiem jak bardzo zawiodłem, tak wiele razy. A potem wypowiedzieć słowa do mikrofonu. Słowa przemyślane, bo oto Izraelici, zeloci, Rzymianie, faryzeusze i Samarytanie mogą porachować mi kiedyś za to wszystko kości. Dobrane słowa to nauka na całe życie, a ja tyle wypowiedziałem już nietrafionych. Ta cała polityka jest mi obca i nie chcę tu być. Znam jednak cel, a tym jest rozmnożenie chleba i już nic ponadto. Następnego dnia budzę się i nie czuję się lepszy. Jedynie bardziej zmęczony. Więc tylko za to lubię się bardziej. Statuetka za dziesięć lat życia dla innych, ze złych powodów. Niechaj nikt tego nie pragnie. Cienka linia przebiega między egoizmem i altruizmem.
Dobra Bogini, Ty wiesz, że zaopiekuję się wszystkimi. Dlatego proszę Cię, żeby ktoś zaopiekował się mną przez jeden dzień.
A teraz tłumaczenia... Bo Corey krzyczy do mojego ucha w rozpaczy od dawna. Rozumiem jego intencje bez słów, ale tekst jest niedorzeczny i po angielsku.
Na początku był chaos, więc nie miej mi za zle,
Że odwołuję każdą obietnicę, którą wtedy złożyłem
Jak obliczyć środek masy wewnątrz tego potwora?
Cóż, jestem zmęczony poszukiwaniem wodzącego wektora
Moje wołanie o pomoc? Może najpierw to przeanalizujmy?
Bo kochasz mnie jedynie za to, jak nienawidzą mnie wszyscy,
A mówię to bez ujmy
No chodź, zobacz mą dysfunkcję
Co powiesz? Myślę, że zostawimy to otwarte na dyskusję
Kim ja jestem? I dokąd zmierzam?
Może patrzę w złym kierunku?
A może wypatruję jakiegokolwiek kierunku?
Zaszyty, pokryty bliznami i oswojony, na litość boską!
Spójrz no tylko mnie, jestem gloryfikowanym malkontentem
Ocalić mnie? Zachowaj to lepiej dla siebie
Wszystko, co muszę zrobić, to się poddać i wrócę do siebie
Mam dość bycia obiektem kosmicznego żartu,
Którego nie łapię puenty
Bo oto milion ludzi ustawiło się w kolejce na mile,
By zobaczyć, jak moja wielka gęba zamyka się i przeprasza,
Stojąc we własnej mogile
To nie jest moja wojna
To nie jest moja walka
To nie jest moja rewolucja
To jest coś więcej
Ale to nie moje życie