Postaram się to wyjaśnić najprościej jak się da, a więc przez przypowieść. Fale nas bujają i patrzymy się bezmyślnie w horyzont, jest nam miło i przyjemnie. Litery są tu jednak nadal białe, a tło czarne, więc trudno się Tobie czyta. Mimo to… nadstaw teraz uszu ponad szum oceanu…
A więc było to tak. Dawno temu, za siedmio górami i siedmioma morzami, a więc tam dokąd właśnie zmierzasz na statku zwanym Insignia, pewien handlarz postanowił dać upust swojemu gniewowi. Jego dzieci, dwaj synowie, zamiast pomagać mu z interesami, całe dnie spędzali w otoczeniu niejakiego Buddy. Handlarz wziął więc kij i poszedł w miejsce gdzie ten przebywał wraz ze swymi uczniami. Kiedy doszedł na miejsce zgromadzenia, odkrył, że Budda i jego naśladowcy bezczynnie siedzią w pozycji kwiatu lotosu, medytując bez słowa. Nie mógł pojąć, że można spędzać czas aż tak bezproduktywnie. Jednak święta bliskość Buddy pozbawiła go animuszu. Nie użył kija jak zamierzał i nie był wstanie nic wypowiedzieć - całkowicie zaniemówił. Więc napluł jedynie Buddzie w twarz i uciekł jak tchórz. Handlarz tej nocy nie mógł spać i całą noc bił się z wyrzutami sumienia. Doszedł do wniosku, że opluł świętego męża. Następnego dnia wrócił skruszony w miejsce gdzie Budda udzielał nauk i prosił o wybaczenie. Budda jednak odrzekł: „Nie mogę ci przebaczyć”. Wśród jego uczniów podniósł się szept zdziwienia. Ich mistrz, najbardziej empatyczna istota na Ziemi, odmówił przecież wybaczenia. Budda na to przemówił.
„Nie ma już dziś tutaj tego gniewnego człowieka, który napluł na Buddę. Nie ma także tutaj tego człowieka, który został opluty i mógł poczuć się urażony. Nie ma więc czego wybaczać. Jeśli Ci dwaj się spotkają, niech jeden pozdrowi drugiego. Niech jeden prosi o wybaczenie, a drugi niechaj mu odpuści. Jednak tu ich już dawno nie ma.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz