Posiadam w sobie głód. Obecności i wiedzy. Głód obecności sprawia, że czasami, choć bardzo już rzadko, marzę o tym, że kochająca mnie kobieta zasypiała przy moim boku. Dużo jednak wydarzyło się w moim życiu i nigdy już nie modlę się o osobę, która dotrzymywałaby mi towarzystwa w mojej wędrówce. Miałem tyle szczęścia w miłości, że byłoby to grzechem okrutnym. I pychą, na którą mnie już nie stać. Amor sprzyjał mi bardziej niż jakiemukolwiek mężczyźnie, którego poznałem.
Kiedy myślę natomiast o głodzie wiedzy, to jest to głód tożsamości i własnej historii. O moich przodkach wiem bardzo niewiele. Prababka, niemiecka hrabianka, ukrywała Żydów w czasie drugiej wojny. Pradziad natomiast był bednarzem, a jego beczki można nadal podziwiać w muzeum. Inny pradziad stracił w karty całą rodzinną fortunę. Dziadek walczył w AK, grał na skrzypcach, malował i pisał wiersze. Czasami bardzo cierpię, że nic z jego rzeczy nie trafiło pod moją opiekę. Podarował mi tylko jedno z pierwszych wspomnień dzieciństwa - jego własny pogrzeb. Wujek, jak ja, był w psychiatryku i tak jak ja wychodził z ciała. Ale nie miałem okazji z nim nigdy o tym porozmawiać.
Siedzę teraz przy ciepłym kominku i myślę o tych wszystkich odległych ludziach, którzy sprawili, że żyję. Myślę o tym co robili podczas każdej z wojen światowych, i podczas rozbiorów. I jeszcze dalej. Kim byli Ci w średniowieczu, co robili jeszcze inni, kiedy Jezus stąpał w odległych krajach po wodzie, i gdzie byli, kiedy Budda uciekł z pałacu swojego ojca, szukając swojej drogi. Chciałbym znać ich historie. I posiadać wiedzę kim jestem, wiedząc kim są Ci, z których każdy dał mi swoją cząstkę. Z nich przecież jestem uszyty.
Wyobrażam sobie całą piramidę ludzkiego istnienia, na czubku której stoję ja. Tysiące osób postawiło swoje życie na szali, żebym mógł teraz napisać te słowa. Czy mają mi za złe moje własne życie i to jak je przeżyłem? To, które tak nieudolnie prowadzę, poszukując wciąż swojej własnej tożsamości? Czy ich wysiłek, w ich ocenie, był warty zachodu? Czy gdyby wiedzieli, że na końcu tej drogi stoję ja, to czy by nadal szli przez zaspy śniegu w wojnach napoleońskich? Nie znam ich, jednak czuję czasami na plecach ich oddech. Chciałbym być spełnieniem ich marzeń. Marzeń o silniejszej ponad wszystko, ludzkiej potrzebie przekazywania kodu genetycznego.
Do moich przodków: Umiem żyć jednak tylko tak, na ile mi starcza sił i możliwości. Mam także nadzieję, że zostało mi jeszcze trochę czasu. Trochę czasu, by odnajdywać wciąż lepsze wersje samego siebie.
Patrzę jednak także wprzód. Myślę o tych, którzy przyjdą po mnie. Czy oni także będą się upominać o strzępki informacji o ludziach sprzed swoich narodzin? Jeśli tak będzie i cokolwiek to pomoże, to postanowiłem wyjść Wam na przeciw. Ponieważ płynie w Was moja krew. Raz na jakiś czas uporządkuję wszystkie swoje zapiski, wydrukuję i opatrzę w okładkę. Wszystko to w czterech egzemplarzach. Po trzy dla każdego z moich dzieci, i jeden dla osoby, której nie znam, a być może kiedyś przyjdzie i także upomni się o część mojej historii. Tak postanowiłem. Bo warto jest mieć cel w życiu. Nawet jeśli ten cel jest nieodgadniony i daleki. Okryty tajemnicą.
Pragnę Ci powiedzieć, że stąd właśnie pochodzisz. Od człowieka, który nie walczył na żadnej wojnie. Ale walczył o swoją tożsamość i czasami także o lepszy byt. Dla tych którzy mieli przyjść później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz